Wiadomości

Sięgając po pistolet, czyli kobieta w Policji

Data publikacji 08.03.2019

Być kobietą w Policji? Czy to da się pogodzić? Czy możliwe jest współgranie tej wrażliwości, empatii i zrozumienia dla drugiego człowieka, ze stanowczością, czasami wymuszoną brutalnością i żelazną dyscypliną? Nieraz trzeba stawać oko w oko z bezwzględnym przestępcą, kiedy indziej - udzielić wsparcia ofiarom przemocy domowej. Mają swoje życie prywatne, rodziny, przyjaciół, wychowują dzieci. Czy w mundurze stają się zupełnie innymi osobami? Zapraszamy do opowieści jednej z nich...

Kiedyś urzędniczka-dziś policjantka. Kiedyś pracowała za biurkiem,  teraz w radiowozie. Pełni służbę w patrolu i jest kierowana na interwencje na terenie Jastrzębia-Zdroju. Przyznaje, że to niełatwa praca, ale daje też satysfakcję i poczucie, że się jest potrzebnym.

Jak to jest być kobieta w Policji? Pytanie kierowane jest do starszej posterunkowej Joanny Głodek, która w środę była na służbie od godziny 5 rano, za nią ponad 8 godzin pełnienia codziennych obowiązków.

- Normalnie - odpowiada - wstajesz rano, ubierasz mundur i podejmujesz obowiązki, dokładnie takie same, jak twoi koledzy.  Nie ma żadnej taryfy ulgowej - mówi.

Kiedy posterunkowa Joanna stwierdziła, że służba w policyjnym mundurze to jest właśnie to, co chce robić w życiu? Pierwsze poważne kontakty ze służbą miała po studiach. Jako świeżo upieczona magister administracji rozpoczęła pracę w Komendzie Miejskiej Policji w Żorach. Tam zetknęła się ze specyfiką tego zawodu. To wówczas zdecydowała - „będę zdawać do szkoły policyjnej”.

-  W szkole, nas dziewczyny, traktują się tak samo, jak mężczyzn. Nie ma żadnej taryfy ulgowej. Wszystkiego musimy się uczyć i ćwiczyć tak jak i oni. Nie jest to łatwe, ale kto powiedział, że policjantką zostaje się ot, tak bez żadnego wysiłku - mówi.

Po szkole została rzucona na pierwszy front policyjnej walki. Ma do czynienia z różnymi przestępcami. Chociaż za sobą dopiero dwa lata służby, to zdarzyło się, że już musiała sięgnąć po pistolet.

- To był napad na stację paliw na terenie naszego miasta. Przestępca okradł sklep i był w pobliżu. Personel ostrzegł mnie, że może mieć broń. Podczas penetracji terenu zauważyłam podejrzanego, który miał na sobie kaburę z pistoletem. Przeładowałam więc służbową broń i byłam gotowa do akcji. Na szczęście to wystarczyło, żeby mężczyzna się poddał - wspomina.

Dlaczego kobieta decyduje narażać się na tego typu sytuacje? Można spokojnie siedzieć w domu, za biurkiem w pracy, odbębnić swoje i mieć przysłowiowy święty spokój. Przecież w Policji są mężczyźni, którzy potrafią poradzić sobie z brutalnym światem przestępczym.

- Nie do końca się z tym zgodzę. Kobieta wnosi w policyjną pracę empatię, potrafi zachować się taktownie, w trudnych sytuacjach. Czasem wystarczy chwila rozmowy, uzmysłowienie człowiekowi, że nie trzeba od razu popełniać samobójstwa, że jest rozwiązanie nawet najtrudniejszych spraw. Przypomina mi się interwencja, kiedy pojechaliśmy właśnie do mężczyzny mającego myśli samobójcze. Miał trudną sytuację rodzinną. Udało się go nam przekonać, że warto żyć. Później był nam wdzięczny za tę chwilę rozmowy - mówi mundurowa.

Ale jest też druga strona medalu policyjnej profesji. Brutalne wyzwiska, mieszanie z błotem, poniżanie policjantek, które przyjechały na interwencję.

- Tego niestety nie da się uniknąć. Można powiedzieć, że z czasem przyzwyczaiłam się do takich sytuacji. Interweniować musimy zawsze, bo nigdy nie wiadomo, czy człowiek, nawet taki, który ma konflikty prawem, nadużywa alkoholu, nie szanuje siebie i innych nie potrzebuje naszej pomocy. Nie możemy dzielić ludzi na lepszych i gorszych - wyjaśnia policjantka.

Co jednak wtedy, kiedy policjantka przyjeżdża na nasz jastrzębski „Manhattan” i otrzymuje propozycję nie do odrzucenia -  skocz mi po piwo, czy papierosy?

- Cóż, nierzadko się to zdarza. Wówczas osoba taka ukarana jest mandatem za bezpodstawne wezwanie policji. Najgorsze jest to, że przecież ktoś w tym samym czasie naprawdę może potrzebować naszej pomocy. Możemy nie dojechać na czas - mówi.

Jakby potwierdzeniem tych słów jest historia znanej jastrzębskim policjantom pani Ani, mieszkanki bloku z ulicy Pszczyńskiej. Trudno zliczyć ileż to razy bezpodstawnie wzywała policjantów. A to skradziono jej kota, a to ktoś ją miał wyzywać, zgwałcić, pobić, okraść. Otrzymywała mandat za mandatem, których nie płaciła. W końcu sąd orzekł karę więzienia. Kobieta nie mogła uwierzyć, że pójdzie za kratki. Może wreszcie głupie żarty i dzwonienie po policjantów jak po kamerdynerów wylecą jej z głowy?

Być kobietą w Policji? Czy to da się pogodzić? Czy możliwe jest współgranie tej wrażliwości, empatii i zrozumienia dla drugiego człowieka, ze stanowczością, czasami wymuszoną brutalnością i żelazną dyscypliną?  Nieraz trzeba stawać oko w oko z bezwzględnym przestępcą, kiedy indziej - udzielić wsparcia ofiarom przemocy domowej.

- Wszystko zależy od sytuacji. Wiele interwencji jest podobnych, ale nigdy nie przebiegają tak samo. Tak jak nie ma dwóch takich samych ludzi. Trzeba wiedzieć, kiedy należy być niewzruszonym, a kiedy okazanie empatii jest jak najbardziej na miejscu. Skąd wiem, jak się zachować? To jest właśnie ta kobieca intuicja, której na próżno szukać u panów. A tak naprawdę sensem policyjnej służby jest wzajemne uzupełnianie się policjantek i policjantów. Jako jedna z pań w mundurze powiem, że bez nas - kobiet - nie byłaby to tak sprawna formacja - podsumowuje starszy posterunkowy Joanna Głodek.

Policjantki pełnią różne funkcje, pracują w prewencji, wydziale kryminalnym, czy do spraw wykroczeń. Zajmują się nieletnimi i profilaktyką. Mają swoje życie prywatne, rodziny, przyjaciół, wychowują dzieci. Czy w mundurze stają się zupełnie innymi osobami? Pewnie nie. Codziennie pokazują, że da się pogodzić te dwa przeciwstawne światy. To opowieść jednej policjantki. W jastrzębskiej komendzie służy ich 27.

Autorzy: mł.asp. Bogusława Kobeszko/KMP Jastrzębie-Zdrój oraz Katarzyna Barczyńska-Łukasik/jastrzebieonline.pl

Powrót na górę strony